Humor turystyczny

Putin, Bush i Kwaśniewski mieli możliwość spotkać się i porozmawiać z Bogiem. Bóg pozwolił każdemu na zadanie mu jednego pytania. Pierwszy pyta Bush:
- Boże, kiedy Stany Zjednoczone wygrają wojnę z terroryzmem?
Bóg odpowiada:
- Jeszcze dwie, góra trzy kadencje prezydenckie i terroryzm przestanie istnieć.
Drugi Kwaśniewski:
- Boże, kiedy w Polsce zniknie problem bezrobocia?
Bóg odpowiada:
- Jeszcze pięć, sześć kadencji prezydenckich i wszyscy Polacy będą pracować.
Trzeci Putin:
- Boże, a kiedy skończy się bieda w Rosji?
- To już nie za mojej kadencji - odpowiada Bóg.
Trzej bracia
Lech, Czech i Rus przedzierali się przez puszcze szukając miejsca, gdzie mogliby się osiedlić. Nagle zobaczyli wzgórze, na którym na starym samotnym dębie w gnieździe siedział orzeł. Wtedy Lech powiedział: "Tego orla białego przyjmuje za godło ludu swego, a wokół dębu zbuduje gród swój i od orlego gniazda Gnieznem go nazwę". Pozostali bracia poszli dalej szukać miejsca dla swoich poddanych; Czech podążył na południe, a Rus na wschód. Czech założył u zbiegu rzek Weltawy i Berounki, swoją stolicę, która dała początek Pradze. A Rus chodzi, chodzi, chodzi i ostatnio widziano go w Gruzji...
Na wycieczkę rowerową wyruszyło dwóch wariatów. Jadą... jadą... Nagle jeden zatrzymuje się i spuszcza powietrze z kół.
- Co ty robisz? - pyta drugi.
- A siodełko było za wysoko - odpowiada tamten.
Na to ten drugi zamienia miejscami kierownicę z siodełkiem. Teraz ten co spuszczał powietrze, zdziwiony pyta się:
- A co ty wyprawiasz?
- Zawracam, z takim idiotą jak ty nie jadę dalej!
Do małego, prowincjonalnego miasteczka przyjeżdża dyliżans.
- Szukam cichego i spokojnego hotelu - przyjezdny zagaduje napotkanego mieszkańca. - Czy jest tu taki?
- Jest oczywiście. Niedaleko, za rogiem znajdzie pan taki hotel. Nie dalej jak wczoraj zastrzelono tam gościa, który w nocy za głośno chrapał.
Bush mówi do Putina:
- Miałem dziś bardzo dziwny sen: śnił mi się Kreml, nad którym powiewała czerwona flaga z jakimś napisem...
- Właściwie wszystko się zgadza - odparł Putin - nad Kremlem zawsze powiewa czerwony sztandar. Ale co na nim było napisane?
- Nie wiem - odrzekł Bush - nie znam chińskiego.
W metrze nowojorskim Żyd siada naprzeciwko Murzyna, który trzyma w ręku gazetę w jidysz. Przygląda mu się przez chwilę, po czym pochyla się w stronę Murzyna i szepcze mu do ucha:
- Panie, po co to panu? Nie wystarczy, że jesteś pan czarny?
W Los Angeles zabito bankiera. W popołudniowym wydaniu gazety pojawiła się notatka z tego zdarzenia:
"Wszystkie swoje oszczędności zabity przechowywał na szczęście w sejfie bankowym, dzięki czemu nie poniósł żadnej straty".
Teksańczyk John od dawna marzył o Demi, ale nie miał pomysłu na rozpoczecje rozmowy z dziewczyną. Wreszcie znalazł rozwiązanie: postanowił pomalować konia na zielono. Pomyślał sobie: "Demi podejdzie i zapyta: Po co to robisz? A on jej odpowie: Podobasz mi się, chodź ze mną do łóżka".
I zaczął malować konia. Podeszła Demi i pyta:
- Co robisz?
- Maluję konia na zielono.
- A po co? Chodźmy lepiej do łóżka!
Przed pięciogwiazdkowym hotelem w Las Vegas siedzi z ponurą miną pucybut. Z hotelu wychodzi właściciel i widząc pucybuta, z politowaniem klepie go po ramieniu, po czym mówi:
- Nic się nie martw człowieku, ja też tak zaczynałem jak ty, a teraz mam duży hotel, żyjemy w końcu w Ameryce.
Pucybut sposępniał jeszcze bardziej.
Ja też miałem kiedyś wielki hotel, a teraz jestem pucybutem. Żyjemy w końcu w Ameryce.
Pewnemu farmerowi w stanie Kansas huragan zerwał blachę z dachu. Facet zawiózł poskręcaną blachę do warsztatu samochodowego, aby mu ją wyprostowali. Po dwóch dniach właściciel warsztatu dzwoni do farmera z odpowiedzią:
- Szanowny panie, nie mogliśmy dokładnie stwierdzić, co się stało z pana autem, ale za trzy dni będzie do odbioru.
Pewien turysta wybrał się na wycieczkę do Arizony. Po powrocie opowiada przyjacielowii:
- To było straszne. Nagle zostałem otoczony przez Indian! Indianie przede mną, za mną, wokół mnie, dosłownie wszędzie!
- Rany boskie! - przyjaciel krzyknął z wrażenia. - I co zrobiłeś?
- Cóż mogłem zrobić? - odparł turysta. - Kupiłem od nich jeden z tych koców!
Pewien Teksańczyk wychwala swoje ranczo:
- Jest tak wielkie, że objechanie go moim samochodem zajmuje mi ponad dwa dni!
- Dobrze cię rozumiem' przyjacielu - odzywa się drugi - też kiedyś miałem kiepskie auto.
Pewien Europejczyk wyemigrował do USA. Po miesiącu dzwoni do żony z Nowego Jorku.
- U mnie wszystko w porządku, znalazłem ciekawą pracę, w dodatku bardzo blisko, jakieś dwadzieścia minut jazdy.
- Tramwajem? - Nie, windą!
Pewien Amerykanin, chcąc pokazać swojemu dorastającemu synowi jak pracuje Kongres Stanów Zjednoczonych, przywiózł go do Waszyngtonu. Wchodzą na salę obrad Izby Reprezentantów w chwili, gdy kapelan wznosi modlitwę poprzedzająca posiedzenie.
- Tato - pyta się chłopak ojca - czy ten duchowny modli się za Kongres?
- Nie, synku - odpowiada ojciec. - Wręcz przeciwnie. Widząc, kto zasiada w Kongresie, modli się za ojczyznę.
Nieopodal Waszyngtonu wylądował statek kosmiczny z Marsa, z grupką obcych. Inteligentni przybysze okazali się przyjaznymi Ziemianom istotami, do tego stopnia, że dowódca statku z chęcią wyraził zgodę na wywiad z reporterem telewizyjnym.
- Czy wszyscy na waszej planecie mają po dwie ręce i dwie nogi, jak pan? - pyta dziennikarz.
- Tak, wszyscy - odpowiada gość, pokazując dziennikarzowi wszystkie zielone kończyny.
- A czy wszyscy mają po dwie głowy?
- Tak, wszyscy - przytaknął przybysz, kiwając jednocześnie jedną i drugą głową.
- A te brylanty, szmaragdy i rubiny, którymi jest ozdobione pana ubranie - czy noszą je także wszyscy Marsjanie?
- O, nie - tylko Żydzi.
Mieszkaniec Houston mówi z namaszczeniem do syna:
- Jesteś już mężczyzną, więc dam ci pewną radę: nigdy nie pytaj nieznajomego, skąd pochodzi. Jeśli jest Teksańczykiem, sam ci o tym powie, nim go zapytasz, a jeśli nie jest, nie warto zawracać sobie głowy takim palantem.
Kowboj jedzie na koniu i nagle słyszy jakiś wewnętrzny głos: "Jack, żona cię zdradza". Kowboj zatrzymał konia w miejscu, zawrócił i gna w kierunku domu. A głos podpowiada: "Szybciej, Jack, ona już się pewnie rozebrała i położyła z nim do łóżka!" Gość więc jeszcze przyśpiesza i mknie na złamanie karku, aż koń nie wytrzymuje i pada, a kowboj leci na ziemię, waląc głową o kamień. I w tej właśnie chwili przychodzi otrzeźwienie: Hej, zaraz, zaraz! Przecież nie nazywam się Jack, tylko Dick!
Klient pyta właściciela restauracji na Manhattanie:
- Dlaczego nie macie parkingu dla klientów?
- Gdybym miał tu parking, przyjacielu, nie musiałbym prowadzić restauracji.
John właśnie wychodził z szaletu, gdy do środka wkroczył dość dziwacznie prezentujący się gość. Szedł, trzymając wyciągnięte przed siebie ręce z bezwładnie zwisającymi dłońmi. Gdy ujrzał Johna, zwrócił się do niego:
- Zrób mi przysługę, przyjacielu. Rozepnij mi suwak i wyjmij mojego ptaszka.
"Biedny facet, ma pewnie ręce sparaliżowane" - Johnowi zrobiło się go żal, więc spełnił prośbę.
- A mógłbyś mi potrzymać, póki siusiam? - kontynuował nieznajomy. John zastosował się do instrukcji.
- A teraz, proszę, włóż mi go z powrotem.
Z poczuciem czynionego dobra John schował ptaka nieznajomemu do rozporka.
- Dzięki stary - odezwał się rozpromieniony gość. - Myślę, że teraz paznokcie mi już wyschły.
Jedenastoletni Kevin z Nowego Jorku po raz pierwszy w życiu zobaczył tęczę.
- Wspaniałe! Cudowne! - woła zachwycony. - Czyja to reklama?
Poprzednie
Następne
Kanał RSS dla tej listy
Polityka Prywatności