Zgodnie z założeniem projektu Bus Trip into the Wild studenci planują odwiedzić 13 europejskich państw w miesiąc. 8 lipca wyruszyli z Rzeszowa 25-letnim volkswagenem T3. Ekipa składa się z siedmiu osób.
Za nimi osiem dni w drodze. Odwiedzili już cztery państwa: Czechy, Austrię, Węgry i Chorwację. Obecnie piszą z knajpki w małym miasteczku na włoskim wybrzeżu - Rimini. Właściciel, Ernes, parzy kawę i przegląda słownik włosko-polski, starając się choć trochę porozumieć.
Studenci ciągle spotykają się z pomocą i ciepłymi reakcjami ze strony różnych osób. Kierowcy uśmiechają się na widok kolorowego busa, kiedy "mknie" autostradą z maksymalną prędkością 100 kilometrów na godzinę. Austriacy, Węgrzy czy Włosi zawsze serdecznie tłumaczą drogę. Nie wszyscy znają tutaj angielski, ale za to każdy jest chętny do pomocy.
Podróżnicy kilka razy spędzili noc pod namiotami czy w aucie, ale mają też za sobą pierwsze doświadczenia z couchsurfingiem i nocowanie u przyjaciół. Za każdym razem odjeżdżają z nowymi ciekawymi informacjami o danym kraju czy mieście, ale przede wszystkim zdziwieniem. Dlaczego? Pierwszą noc spędzali pod Ostrawą. Honza, Czech u którego zatrzymali się tego samego dnia przyjął pod swój dach jeszcze trójkę Austriaków. - Podróżując dalej zobaczycie z jakim dobrem i ciepłem się spotkacie. Potem będziecie chcieli je oddać. O to chodzi w couchsurfingu – tłumaczył Honza.
Podróż można śledzić na facebooku:
https://www.facebook.com/pages/BusTrip-into-the-Wild/339005546200045
Relacja jednej z uczestniczek wyprawy, Karoliny Kuty:
W sobotę obudziłam się na dachu busa w Chorwacji, w niedzielę w południe spacerowałam po Wenecji. Czasem specjalnie wyłączam się i przestaje myśleć o czasie i planach podróży, żeby np. usłyszeć: - Jutro? Rzym.
Piszę z kawiarni w Rimini, małego, turystycznego miasteczka na włoskim wybrzeżu, relację wyślę już z Rzymu. Właściciel, Ernes parzy kawę i wertuje mój słownik. Rozmawiamy łamanym włoskim, Ernes przez kilkadziesiąt minut uważnie wypisuje zwroty z włosko-polskiej części słownika. Wypytuje o naszą wyprawę, Polskę i Rzeszów. Przez kolejne pół godziny szukam odpowiedzi w drugiej części słownika. Cisza nie jest tutaj męcząca. Ani Ernes, ani ja nigdzie się nie spieszymy. Jest godz. 18, może raz na 30 minut do kawiarni ktoś zagląda: na lampkę wina, albo kawę. Tłumaczę wszystko gestykulując, pokazuje mapki i zdjęcia.
Reszta ekipy Bus Trip into the Wild odpoczywa na plaży. To jeden z niewielu dni, które spędzamy w jednym mieście. Uściślając , nie biegając od jednego pomnika czy muzeum do drugiego. Zgodnie z założeniami projektu BusTrip planujemy przejechać 6 tys. kilometrów w miesiąc starym volkswagenem T3. Wyruszyliśmy 8 lipca z Rzeszowa. Trasa przebiega przez 13 krajów Europy. Mamy już na liczniku ponad 2 tys. km. Przejechaliśmy przez Czechy, Austrię, Węgry, Słowenię i Chorwację.
Zaliczyliśmy już też pierwsze kłopoty. To na przykład zgubiony paszport, przez co mieliśmy problem z wjazdem do Chorwacji. Ale co trudność, to i atrakcja. Żeby wyrobić tymczasowy dokument musieliśmy odwiedzić polską ambasadę w Budapeszcie. Nadrobiliśmy sporo kilometrów, ale zachwyciliśmy się miastem, którego nie było na naszej trasie.
Od początku wyprawy kierowcy czy przechodnie zwracali uwagę na naszego busa. To żółto-biały ‘ogórek’ obklejony logotypami, z wymalowanymi zachodzącym słońcem i falami. Jest obładowany bagażami, a z każdej strony powiewają przeróżne sznurki, koszulki czy inne niezbędne gadżety i ozdoby. Ale prawdziwą sensacją staliśmy się, kiedy rozpadł nam się tłumik. Mówiąc do osoby siedzącej obok, musieliśmy krzyczeć. Sądząc po reakcjach przechodniów, kiedy wjeżdżamy do jakiegokolwiek miasta było nas słychać na jego drugim końcu.
Odwiedziliśmy
mechanika w drodze do Rzymu. Mieliśmy do przejechania ponad 300 km. Włoch stwierdził,
że usterka to bardzo duży problem: nowy tłumik wycenił na 670 euro, używany na
ponad 500. Naprawiać nie chciał, tłumacząc, że we Włoszech tłumik można
zaspawać tylko w zakładzie blacharskim. Koszty naprawy okazały się porównywalne
z wartością naszego samochodu, który kosztował 3 tys. zł. Rozbawiło to Bartka,
odpowiedzialnego w naszej ekipie za sprawy techniczne. Oblepił tłumik folią
aluminiową i obwiązał drutem. Do stolicy
Włoch wjechaliśmy elegancko i po cichu.
Karolina Kuta