
Przygód starczyłoby mi na sporą książkę - zamieniłam nudne lato na work & travel z Camp America i... świat stanął na głowie! Zwłaszcza, gdy obok mnie pojawił się Brad Pitt...
Być może do wakacji jest jeszcze
daleko. A być może już zbliżają się wielkimi krokami? Może nauka, może
zmęczenie i być może stos spraw na głowie – ja również to
przechodziłam… i wiesz – to nie powód, aby przegapić podróż życia!
Nie było łatwo oznajmić rodzicom pod koniec
stycznia, że fajnie byłoby w tym roku zwiedzić kraj za oceanem. Do
rzeczy łatwych nie zaliczę również wypełniania pierwszej aplikacji na
wariackich papierach – w noc przed targami campów w Wawie, ale... udało
się! Pracę dostałam z 3-ką znajomych w miejscu dobrze wszystkim znanym
z westernów (taaak, mowa tu o Teksasie!).
w Stanach kilka kg do przodu to tak samo
pewna sprawa, jak fakt, że cowboye cały czas istnieją, a rodea w
Texasie są czymś czego nie da się ominąć, nawet nie będąc cowboyem, a
tylko prawie-„zwykłym”, prawie-„szarym” Campowerem-turystą ;P.
Naprawdę miałam już się zamiar ogarnąć i wszystko to opisać,
ale jaki to miałoby sens, skoro Wy – jadąc w tym roku – przebijecie
mnie dwa razy (i to jest ten mniejszy powód) oraz skoro podobnych
przygód starczyłoby mi jeszcze przynajmniej na sporą książkę ( <-
trochę większy powód), plus mój zegarek mówi, że już w Polsce jest
środek nocy (i ten powód jest największy, bo teraz jestem właśnie w
Polsce)... czyli dokładnie 19:55 w Hunt, TX ;)